Czasem czuję jakby zabrano mi ręce.
Próbuję nogami nadążyć za światem
równoległym do mnie samej
Tworzę stopą własną przestrzeń.
Okrąg życia.
Czuję jak zabrano mi wolność, poranki, wieczory, świadomość, indywidualizm.. w zamian nadano imię,
Twój perfekcjonizm, moje nie moje szczęście i fałszywe poczucie, że mogę krzyczeć.
jestem powłoką. Już nazwaną lecz nieforemną, zmieniającą swój kształt. Niepozorną. Stłamszoną.
Upadam.
Nie rozpoznajecie a przecież tak głośno krzyczę, niemo nieudolnie patrzę na Was. spod pięknej powłoki, wielkimi oczami.
Bez rąk , z nazwą w kieszeni.
Poproszę bez ocen. Przecież niepotrzebne mi ręce, by latać..
Spalona. Ciało nigdy nie wydawało się takie ciężkie, a tak sypkie w środku. Gdybyś mnie zapytał, kim jestem naprawdę, ze wstydu
rozpłynęłabym się w pięć sekund. Bo przecież nie wiem. Odkładam swe ciało na podłogę, przyklejam bardzo mocno do ziemi i czekam.
We własnej przestrzeni, okręgu życia. Kim jestem?
II akt:
Pękniete złamane lecz wciąż żywe i pulsujące Odważyło się w końcu krzyczeć głośno że żyje. Serce moje. Powiedziało mi że przecież mam prawa, więc wstaję. Z pomocą waszych rąk z pomocą Bożą otwieram swe ciało Mowisz mi że drżę Że wciąż tak mało wiem o życiu. Powiem Ci, że mieszka we mnie sto kobiet To ich historie tętnią całą mną Nigdy wcześniej nie czułam się żywsza i pełniejsza..z pomocą stu kobiet otwieram swe ramiona Patrzę w stronę świata, i poddaję się. Płynąca we mnie wolność uspokaja mnie. Opieram się O Siebie.
III akt:
lekkość stóp wreszcie oderwana od podłogi
wzbijam się
moja cielesności
radykalna zmiano
w pośpiechu świata zewnętrznego
ludzkości
jeśli miałabyś jakikolwiek wybór, jak chciałabyś mnie zaprosić do siebie
bym tylko chciała tam zostać?
a może w spokoju wreszcie zastygnę
by ruszyć swobodnie i lekko, tańcem wyrazić to co ukryte
to, co zawsze jest ze mną. Dusza moja, obecność, siła jedyna. Miłość nieziemska..
Z oparciem w samej sobie, z pomocą Waszych rąk, wyrywam się do życia. Słyszę wreszcie śpiew ptaków. Głośny śpiew ptaków zwiastujący wieczną wiosnę, i obiecuję sobie
że nie potknę się o Siebie. Bo koniec końców wszyscy upadamy. By nowym początkiem Siebie wykrzyczeć to, co zostało zagłuszane. Imieniem, fałszywym nazwiskiem, pracą powtarzalną, nocami bezsennymi. Zagłuszane światem zewnętrznym, ukochane dziecko we mnie. Byście usłyszeli jak prawdziwa jestem. Bym usłyszała wreszcie, jak prawdziwa jestem. Bym mogła przestać się bać. Wyciągam do Was ręce, dusze obecne zaskakują mnie nieustannie. W odbiciu ich widzę siebie, wieczną zmianę, otwartą przestrzeń, delikatną powłokę. Dzikość serca.
Taką kobietą jestem.
A więc w końcu podnoszę się sobą
podniosłam się słońcem
zebrałam wszystko z podłogi
wszystko co mogłam
leżało i wołało
płaczący przenikliwy strach
wzięłam i wstałam
Teraz idę mam głowę uniesioną
I oczy szkliste od prawdy
Wzbijam się wysoko, nie dosięgniesz wzrokiem, by mnie sprawdzić. Niepojęte, jak wewnątrz płonę. Czuję końce zabranych mi rąk, ucięte granice własnych ramion. Czy mogę odrodzić się, jednocześnie nie odwracając od Was oczu?
Czuję Wasz zapach i dotyk na mojej miękkiej skórze, od lat skrywanej przed Światem.
Moja duszo, moja cielesności
gdybyś miała jakikolwiek wybór, którą chwilę wybrałabyś na wieczną obecność?
którędy rysowałabyś mnie swoimi ulubionymi dłońmi
może tam, gdzie kończą się granice mojego ciała?
Jak chciałabyś wpłynąć na moje szczęście
Bym mogła wreszcie rozpromienić Świat?
No i gdybyś mnie dotknęła znienacka,
jaką reakcją mam Was zaprosić do siebie,
byście mogli zostać na zawsze?
szeptem pytasz mnie co mogę Ci dać
odkładając siebie na później, widzę jak wyciągam do Was ręce
wyciągając do Was ręce, wiem, że świat działa dla mnie w dobrej intencji
widząc działania świata, czuję bliskość i więź międzyludzką.
Dobro niejedno ma imię, czy czuję zaskoczenie?
a może w spokoju wreszcie zastygnę
by ruszyć swobodnie i lekko, tańcem wyrazić to co ukryte
to, co zawsze jest ze mną. Dusza moja, obecność, siła jedyna. Miłość nieziemska..
może istnieje gdzieś takie miejsce, gdzie nic nie jest naruszone. I nigdy nie było. Być może to antidotum na wszystko.
lekkość stóp wreszcie oderwana od podłogi
wzbijam się
moja cielesności
radykalna zmiano
w pośpiechu świata zewnętrznego
ludzkości
jeśli miałabyś jakikolwiek wybór, jak chciałabyś mnie zaprosić do siebie
bym tylko chciała tam zostać?